Dzisiaj będzie o jeszcze jednym plusie wydania książki. Zacznę jednak przewrotnie od minusów jej niewydania.
Różnie zapewne bywa, lecz u mnie było tak, że póki nie byłam Pisarką, a tylko od czasu do czasu publikowałam coś w czasopismach, nie mogłam się doprosić, żeby ktoś zrecenzował mi dłuższe dzieło, gdy już udało mi się je popełnić. Chodziło o przyjacielski odzew, który zwróciłby moją uwagę na niedoskonałości utworu i pozwolił to i owo w nim poprawić, nim zacznę go słać do wydawców. W przypadku Czarnego piasku owszem, kilka osób łaskawie pozwoliło na przesłanie im pliku, ale ostatecznie żadnego odzewu się nie doczekałam. Dopiero gdy, zrezygnowana, zaczęłam rozsyłać powieść do wydawnictw, dzięki znajomościom udało mi się od dwóch z nich wyprosić recenzje wewnętrzne. Recenzja wewnętrzna to coś podobnego do tych recenzji, które czytamy w czasopismach, tyle że mająca na celu zaopiniowanie przesłanego przez autora utworu pod kątem przydatności do wydania przez danego wydawcę. Dzięki tym recenzjom, napisanym przez nie byle kogo, przemyślałam pewne aspekty powieści i dokonałam paru zmian. Nie znaczy to, rzecz jasna, że we wszystkim się z recenzentami zgodziłam (nie od dziś wiadomo, że gdzie dwóch recenzentów, tam trzy opinie, więc wszystkim dogodzić i tak się nie da), ale uwagi z pewnością pomogły. Czasu miałam sporo, bo wydawcy powieść odrzucili, więc mogłam sobie w niej dłubać do woli, a ostateczną wersję wrzuciłam do internetu w formie e-booka. Darmowego, bo wychodzę z założenia, że a) jeśli wydawcy w liczbie chyba już dwucyfrowej książkę odrzucili (no dobrze, połowa z nich w ogóle nie odpowiedziała, więc mogła po prostu nie przeczytać), to raczej nie ma ona wielkiego potencjału komercyjnego i trudno się spodziewać, że zarobię krocie; b) darmowy e-book daje mi szansę na to, że ktoś książkę przeczyta, ba! – że komuś się ona spodoba. I muszę przyznać, że to procentuje, w szczególności teraz, gdy już wydałam coś na papierze i parę osób o mnie usłyszało. Niezależnie od tego, czy ktoś czytał Arkadię i chce więcej, czy też sięga po jej darmowego poprzednika w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy autorka coś warta, obserwuję w ostatnich miesiącach wzrost liczby ściągnięć Czarnego piasku – przy czym mogę go zaobserwować jedynie wtedy, gdy ktoś ściąga książkę poprzez mój blog, bo bezpośrednie linki do zawieszonych na innych stronach plików epub i mobi nie notują statystyk, a ponadto książka jest dostępna także na stronie fantastykapolska.pl.
Przy drugiej książce, wspomnianej już wyżej Arkadii, choć wciąż nie byłam Pisarką, udało mi się jakoś nakłonić dwie osoby do zrecenzowania całości. Uczyniły to w sposób bardzo dokładny, chwaląc to, co uznały za godne pochwały (wbrew pozorom chwalenie jest bardzo istotne, bo zwraca uwagę autora na to, w czym jest mocny i co powinien pielęgnować), a niemiłosiernie ganiąc to, co wręcz przeciwnie. Gdybym miała uwzględnić wszystkie te uwagi, z którymi z grubsza się zgadzałam, musiałabym kompletnie przepisać książkę, a ponieważ nie byłam na to gotowa, uwzględniłam tylko część. Może to i dobrze, bo powieść mogłaby stracić zbyt wiele ze swojej „mojości”, podczas gdy poprawiając w miejscach, w których recenzentki miały zbyt wiele racji, by je zignorować, sięgnęłam po złoty środek (jak to piszą kurtuazyjni autorzy: błędy są wyłącznie moje, a to, co dobre, jest wspólnym dzieckiem moim i recenzentek). Z pewnością jednak uwagi znacząco książce pomogły.
Teraz, gdy wreszcie wydałam coś na papierze, najwyraźniej stałam się Pisarką, bo bez trudu przyszło mi namówienie dwóch osób już nie do zrecenzowania nowej powieści, lecz do swoistego uczestnictwa w jej tworzeniu poprzez recenzowanie posyłanych im na bieżąco fragmentów o objętości ok. dwóch arkuszy (na polski: jakieś 20–30 stron pisanych czcionką Times New Roman 12 z pojedynczą interlinią). Nie wiem, jaki będzie wynik tego eksperymentu, bo wciąż jestem bliżej jego początku niż końca, ale na razie, po rozesłaniu dwóch fragmentów i otrzymaniu trzech odzewów (ktoś tam zwleka z drugim, ktoś tam zwleka ;)), jestem zadowolona, bo pozwala mi to przemyśliwać sprawy i wprowadzać zmiany wtedy, gdy jeszcze da się to zrobić bez konieczności gruntownej przebudowy fabuły. Niezależnie od tego, czy książka okaże się dość dobra, by udało mi się ją wydać, nie mogę nie docenić faktu, że dzięki wydaniu poprzedniej stałam się kimś, komu chce się doradzać przy pisaniu, nawet jeśli wymaga to poświęcenia sporej ilości czasu. Wielkie dzięki, dziewczyny, bo nie tylko pomagacie mi lepiej pisać, ale i dopingujecie do tego, żeby pisać w ogóle.